_________________ "Sometimes known as the Phoenix King, Asuryan was the king and the most powerful deity of the pantheon of Eldar gods. He was believed to be the psychic might of the whole universe."
Od dawna się szykuje i nie mogę się doczekać. Miał być na Polcon ale nie wiadomo nawet czy będzie w tym roku. Saga bardzo mi podeszła i mam nadzieję, ze Robert dalej będzie trzymał wysoki poziom.
Poprzedni tom dostałam w prezencie po urodzeniu córki. Tak się premiera z terminem zbiegła. Teraz mam termin porodu na 20 maja, a mój mąż stwierdził, że to dobra okazja, by ukazał się kolejny Wegner, bo upominek będzie miał załatwiony. Więc ja czekam do maja na premierę
No i data premiery 4 tomu "Pamięć wszystkich słów" na 6 maja przewidziana, chyba Wegner rzeczywiście chce mi zrobić prezent z okazji urodzin syna A przedpremierowo ma być na Pyrkonie.
Ktoś już przeczytał najnowszy tom? Jak wrażenia po lekturze? Aż dziwne, że tak cisza tu panuje.
Mi najbardziej przypadł do gustu wątek Deany d'Kllean, siostry Yatecha (tej z "Gdybym miała brata").
No i oczywiście zapowiedź pojawienia się górali z czardanem w następnym tomie.
_________________ "Sometimes known as the Phoenix King, Asuryan was the king and the most powerful deity of the pantheon of Eldar gods. He was believed to be the psychic might of the whole universe."
Przeczytałam, podobało mi się bardzo. Wątek Deany, taki trochę z "Tysiąca i jednej nocy", ciekawie rozwinięty wątek Małej Kany i jej utarczek z bogami, Altsin na wyspie Amonerii (tu brawo dla drugiego planu, kapitalny przeor). Jak małe dziecko śledziłam zwroty akcji i w pełni usatysfakcjonowana zamknęłam powieść, jednocześnie nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Wegner wydał dopracowany, przemyślany utwór, który rozbudowuje wizję świata Meekhanu. Postaciom mocno się kibicuje, nowe informacje na temat boskiego konfliktu budzą ciekawość. Bardzo lubię, gdy literatura gatunku jest świetnie napisana, a przy tym od przygód bohaterów nie można się oderwać.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Kupiłem na Pyrkonie, ale nie mam kiedy przeczytać w domu... a brać książki do pracy, aby czytać w komunikacji, nie chcę bo mi się zniszczy... Ostatnio stwierdziłem - ściągnę ebooka, ale na chomiku nie ma No nic - książka poczeka do wakacji...
Przed przeczytaniem "Pamięci wszystkich słów" postanowiłam sobie przypomnieć wcześniejsze tomy. Przy ponownej lekturze wiele rzeczy stało się bardziej zrozumiałych, część w ogóle musiałam sobie przypomnieć (prawie całą historię Altsina).
"Pamięć wszystkich słów" wydaje mi się ciekawsza niż "Niebo ze stali", a przede wszystkim lepiej napisana. W "Niebie ze stali" treść rozdziałów jest dziwnie wymieszana, akcja przeskakuje z jednego miejsca do drugiego, bez jakiegoś składu i ładu. W "Pamięci..." wszystko jest już uporządkowane. Denerwowało mnie tylko na początku nadużywanie zaimków (w pierwszej walce Deany), ciągle było "ona" i "ona" i nie wiadomo, czy to Deana, czy jej przeciwniczka.
Miałam lekkie obawy co do treści, bo jednak bardziej podobały mi się historie z północy i wschodu, ale okazały się one bezpodstawne. Ciekawie pokazane są motywacje i decyzje Deany, dziwne zasady Issaram, które jednak wydają się całkiem logiczne. Nawet historia Altsina była składna, bałam się, że bez końca będzie się błąkał i szukał rozwiązania.
Wadą dla mnie są ciągłe niedopowiedzenia, sugerowanie, że trzeba się domyślać, kto jest kim (typu: i wtedy sobie przypomniał, kim ona była; albo co zrobił i tak dalej), co powiedział itp.
No i nadal jakoś nie mogę zajarzyć kim jest Mała Kana (i ta jej druga wojowniczka Iawa, skąd ona się wzięła). Ktoś by mógł mi to wyjaśnić?
_________________ Nie mów kobiecie, że jest piękna. Powiedz jej, że nie ma takiej drugiej jak ona, a otworzą ci się wszystkie drzwi.
Jules Renard
No i nadal jakoś nie mogę zajarzyć kim jest Mała Kana (...) Ktoś by mógł mi to wyjaśnić?
Jeśli dobrze zrozumiałem, wyjaśnienie pada w wizjach Altsina ("Wschód - Zachód"). Zgodnie z nimi Mała Kana to córka dwójki bogów (tego od wojny oraz nie pamiętam jakiej bogini), którzy spłodzili ją będąc akuratnie w ciałach swoich awenderi. Stąd też jej dziwny ni to boski, ni to ludzki (jest kimś więcej) status.
Niebo ze stali Przyzwoicie acz bez szału. Fabuła taka sobie, prosta raczej, bez ekstrawagancji, inspiracje tym czy tamtym przekrzykują się wzajemnie, gdzieniegdzie sensy umowne. Miejscami wiało nudą, tu i tam się wzruszyłem (ale to słaby argument jest, ja się wzruszam byle czym), końcówka (ale nie ta całkiem końcowa) przyjemna i pozostawia dobre wrażenie. Język mało błyskotliwy, w porównaniu do opowiadań obniżka jakości, ale nie jakoś dramatycznie, po prostu czuć brak końcowego szlifu. Po drodze jakieś rzeczy mnie irytowały, ale w większości zapomniałem co to było - koncepcja rydwanów przeciw konnicy szarpała mną od początku do końca. Raczej nie planowałbym kolejnego tomu, bo się lekko rozczarowałem, ale pochlebne opinie co do kolejnej części i fakt, że tom już stoi na półce skłonią mnie jak sądzę do kontynuacji.
Pamięć wszystkich słów Rozczarowanie. Nie całkowite ale jednak. Po pierwsze, widoczne pogorszenie języka, irytująca chropowatość. Zbiory opowiadań był przynajmniej o level wyżej. Wygląda to tak jakby brakło czasu na doszlifowanie stylu, gładkości powieści. Po drugie, autor idzie w stronę eriksonowatości czyli zapełnia świat stadem bogów, bożków, półbogów i innych tego rodzaju przygłupów o konstrukcji intelektualnej, emocjonalnej, psychologicznej typowej dla sześciolatków. Po dwustu mniej więcej stronach i szczególnie kretyńskim rozwiązaniu fabularnym związanym z tymi przygłupami zablokowałem się i przez jakiś czas niemal fizycznie nie byłem zdolny do dalszej lektury. Na myśl, że zaraz odłożę książkę i już nigdy nie będę czytał Wegnera zrobiło mi się przyjemnie i błogo, słońce wyszło zza chmury. Ale nadludzkim wysiłkiem woli, przełamałem obrzydzenie i pociągnąłem dalej. Smutne to jest, bo we fragmentach gdzie ludzie radzą sobie samodzielnie i o półbogach-retardach można zapomnieć, opowieść wciąga i czytanie przynosi satysfakcję. I po trzecie, trochę drażni płytkość całości. Niestety autor we fragmentach filozoficzno-życiowo-mądrościowych jest płaski jak naleśnik, banał to jego drugie imię. Ratuje go fakt, że chyba to rozumie. W tekście, dobrych kilkanaście razy przeprasza za pitolenie banałów. Podsumowując, powieść nierówna, niczego specjalnego nie niosąca ze sobą, napisana ledwie poprawnym językiem. A szkoda, bo potencjał jest. 3,5/6
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Przeczytałem se właśnie najnowsze dzieło Wegnera i jestem raczej zadowolony. Powieść była dla mnie ciekawa (ciekawsza niż poprzednia) i wciągająca (wątek Deany bardzo, wątek Altsina ponadprzeciętnie), bo cały czas chciałem wiedzieć, co stanie się dalej. Mimo wszystko lubię te boskie klimaty. Wyobraźnia Wegnera wymaga uznania, cały jego świat - tak w ogóle, jak i w szczególe - oraz panujące w nim zależności parokrotnie sprawiały, że chyliłem czoła. To największa z cech Wegnerowego pisarstwa. Druga - nieco mniejsza - to dość spójne i konsekwentne, dopracowane w detalach technikalia.
Dalej jednak powieść słabuje. Językowo jest najwyżej średnia, poprzednie zresztą też, choć napisane odrobinę lepiej. Zadziałał tu chyba pośpiech towarzyszący Wegnerowi przy pisaniu. Zdania typu "jakby obrzucił jego duszę kałem" wołają: Kill me! Kill me! Po prostu... Poetyka przychodzi autorowi z trudem, jakby męczył się z każdą kolejną metaforą. Ot, językowy rzemieślnik bez iskry bożej. Naciągana jest też psychologia jego bohaterów, wyjaśnienia dla ich motywacji i głębia dialogów. Z tego pierwszego powodu, obiektywnie rzecz biorąc, żadne z dzieł autora nie zasługuje na piątkę, którą wystawiłem "Północy...". No ale oceniłem dobrą zabawę, a tej u Wegnera nie brakuje.
Zanim odkopię starsze wątki, dorzucę parę słów w temacie nie tak zapomnianym
Czekam z utęsknieniem na kolejny tom, poprzednie miło wryły mi się w pamięć. Fajnie wykreowane uniwersum, ciekawi wg mnie bohaterowie, aż żal odkładać lekturę, bo może akurat na następnej stronie coś się wyjaśni
Też czekam na kolejny tom. Jakbyś go zauważył, to daj znać. Daleko mieszkasz, to Ci nie wykupię sprzed nosa :D
_________________ "Sometimes known as the Phoenix King, Asuryan was the king and the most powerful deity of the pantheon of Eldar gods. He was believed to be the psychic might of the whole universe."
Ja też zachęcony nieco jestem do tego świata po przeczytaniu opinii i zagraniu w PBF-a w tym uniwersum... Więc trzeba będzie przeczytać, akurat skończyłem opowieść o Ryśku I Bidwella, to można zawędrować ze średniowiecza do fantastyki
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Pamięć wszystkich słów.
Rozczarowanie. Byłem uprzedzany, nie miałem wygórowanych oczekiwań, a i tak się zawiodłem. Strukturalnie jest lepiej niż w poprzednim tomie - rzeczywiście jest to powieścią, a nie sklejanką z opowiadań (chociaż też trafiają się koncepcje do których miałbym zastrzeżenia). Ale pod względem językowym jest słabo - wyraźnie widać, że pisane było w pośpiechu, bez czasu na konkretną redakcję, przemyślenie rozwiązań, doszlifowanie stylu. W efekcie jest to robota na pół gwizdka.
W porównaniu i do wcześniejszych tomów, i do książek o podobnej tematyce czytanie szło mi opornie, sinusoidalnie - bywały momenty, że dawałem się wkręcić w akcję, wydarzenia mnie wciągały, ale kiedy dochodziło do punktu kulminacyjnego - ściana. Wątki są tu za proste, schematy fabularne ograne, głównym motorem napędowym postaci jest ich inteligencja i emocjonalność na poziomie dzieci (dzięki czemu autor może nimi łatwo sterować), a intrygi (czy to ludzi, czy też bogów) są śmiechu warte. No i w cholerę męcząca czarnobiałość postaci - są ci dobrzy, prawi i honorowi, tamci są podstępni, złośliwi, owładnięci zemsta. Ale jednocześnie wydarzenia sprzed tysięcy lat potrafią nie być jednoznaczne - ten najeźdźca to wcale nie był taki zły, bo całe życie był niewolnikiem swego boga, a i teraz został wysłany na samobójczą misję. Taki brak konsekwencji razi zwłaszcza w finale, gdzie autor nie może się zdecydować, kto w końcu jest odpowiedzialny za popełnione czyny.
Podsumowując, potencjał był ale słaby nakład pracy(język, schematy, banalność, redakcja) uziemił powieść.
IMO Zajdel zdobyty siłą rozpędu i z powodu braku konkurencji na rynku klasycznej fantasy.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Pamięć wszystkich słów.
No i w cholerę męcząca czarnobiałość postaci - są ci dobrzy, prawi i honorowi, tamci są podstępni, złośliwi, owładnięci zemsta. Ale jednocześnie wydarzenia sprzed tysięcy lat potrafią nie być jednoznaczne - ten najeźdźca to wcale nie był taki zły, bo całe życie był niewolnikiem swego boga, a i teraz został wysłany na samobójczą misję. Taki brak konsekwencji razi zwłaszcza w finale, gdzie autor nie może się zdecydować, kto w końcu jest odpowiedzialny za popełnione czyny.
Z jednej strony krytykujesz Pan podział bohaterów na: dobrych i złych, a później absurdalnie zarzucasz autorowi niekonsekwencję gdy gmatwa kwestię odpowiedzialności za poczynione zło. Przepraszam bardzo, a na jakiej podstawie Wegner musi się kurczowo trzymać łopatologicznego/jednoznacznego wskazywania odpowiedzialnego...?
Cóż ów nieszczęsny niewolnik mógł uczynić, skoro całe życie znajdował się "pod butem" i to boga, a nie byle chłystka? Był tylko narzędziem w boskich rękach
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum